Podobno ci, co budowali instalację wodną już skończyli swoją robotę. Przeprowadzili próby szczelności, wytrzymałości na ciśnienie itp. itd. A teraz wszystko rozgrzebane leży, bo... wodociągom miejskim się nie spieszy, żeby to przejąć, i puścić tam wodę.
Pozwolenia na budowę tak łatwo się nie zdobywa, o nie...
Po pierwsze: nie wystarczy zanieść decyzji o warunkach zabudowy. Ta decyzja, którą się zanosi, musi być szczególna, bo ze stempelkiem, że się uprawomocniła. Panienka z okienka nie potrafi dowiedzieć się w SWOIM wydziale SWOJEGO urzędu, że ta decyzja jest prawomocna. Ja muszę wziąć decyzję, iść z nią do urzędu, zdobyć odpowiednią pieczątkę, i iść z tą decyzją do innego pokoju tego samego wydziału, żeby im to zanieść.
Po drugie: mam dostarczyć z Zarządu Dróg oświadczenie o dostępie mojej działki do drogi publicznej. Do tego trzeba było kupić nową mapkę - nie wiadomo po co, ponieważ pracownicy Zarządu Dróg mają dostęp do danych znajdujących się w Ośrodku Geodezji, i taką mapkę mogliby sobie sami wydrukować.
Ponieważ nasza działka leży przy drodze wewnętrznej, której jesteśmy współwłaścicielami, to wystarczy tylko takie oświadczenie. Gdyby nasza działka leżała przy drodze podlegającej Zarządowi Dróg, to trzeba by jeszcze uzgodnić wjazd na posesję.
Przy wystawianiu decyzji o warunkach zabudowy Urząd miasta kontaktował się z Zarządem Dróg i uzyskiwał opinię o dostępie do drogi publicznej. Teraz mam to samo zdobyć ja, i zanieść do tego samego Urzędu, żeby otrzymać pozwolenie na budowę.
Nie jest to chore?
Zobaczymy, ile czasu będziemy jeszcze czekać na to oświadczenie, a czy potem się jeszcze nie przypomni, że coś trzeba do tego pozwolenia jeszcze donieść.
I pomyśleć, że chcieliśmy w tym roku chociaż fundamenty zrobić. Ale urzędnicy zrobią wszystko, żeby jak najdłużej nie ruszać z budową domu.