sobota, 19 kwietnia 2014

Drugi dzień więźby

Drugi (i ostatni) dzień stawiania więźby był w czwartek (Wielki Czwartek). Ponieważ nie mieliśmy wtedy czasu, żeby zamieścić świeże zdjęcia, zatem zaległości nadrabiamy teraz.

Wykonawcy w czwartek postawili pozostałą część krokwi, daszek nad łazienką, pospinali wszystko jętkami, wyrównali krawędzie, i na Święta pojechali do domu.

Wygląda wszytko teraz tak:






I więźba od środka domu.




Jeszcze komin, który w ubiegłym tygodniu trochę urósł, a nie załapał się we wcześniejsze dni na fotografie.

środa, 16 kwietnia 2014

Więźba

Przez ostatni tydzień trwały prace wykończeniowe: a to postawienie do końca ścianek działowych (na parterze i na pięterku), a to wylanie ostatniego wieńca, a to wyciągnięcie kominów...

Prace potrzebne, ale mało widowiskowe - po czasie szybkiego wzrostu ścian nastąpił etap dłubanej roboty.

W poniedziałek i wtorek nic się nie działo - ze względu na pogodę murarze wzięli sobie "wolne".

No, prawie nic się nie działo, bo we wtorek przyjechało drewno na więźbę i resztę dachu.

A dzisiaj nadciągnęła nowa ekipa, która zajęła się położeniem (a może lepiej by brzmiało: postawieniem) więźby. Mówią, że dach nie jest skomplikowany, i że się uwiną w dwa dni - na Wielki Piątek będą po robocie w domu.

Dzisiaj przycięli i założyli murłaty, wyznaczyli sobie miejsca, gdzie mają być krokwie, wycięli z krokwi to, co trzeba było wyciąć, i zaczęli wciągać krokwie na górę budynku.

Efekt dzisiejszej pracy:







Transport krokwi na górę - żadne wymyślne metody, tylko zwykły sznur, i wciąganie belek jedna po drugiej:



I efekt wciągania:

Prądu ciąg dalszy

Po tygodniu czekania na certyfikat, nie znaleźliśmy go ani w skrzynce, ani na poczcie. Dlaczego? Bo okazało się, że w PGE pracownik, który miał się tym zająć, poszedł na "chorobowe". I oczywiście nikt się nie zajął w zastępstwie tym, co miał zrobić tamten człowiek.

Przecież to urząd, to sprawa może poczekać...

Po piątkowej rozmowie telefonicznej okazało się, że... na certyfikat wcale nie trzeba czekać 7 dni, wystarczy tylko 1 (słownie: jeden). Został przygotowany, wystawiony, podpisany, podstemplowany, pod... w poniedziałek, i pod koniec dnia już był. Odebraliśmy go we wtorek od samego rana, i umówiliśmy montera na założenie licznika na czwartek od rana.

Zobaczymy, czy monter przyjedzie w wyznaczonym czasie, czy urząd elektryfikacji znowu zacznie odstawiać jakieś numery.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Dwa dni razem

Dzisiaj nadrabiamy zaległości z dwóch dni budowania. Zatem zdjęć będzie dużo, a opisu - mało.

Zatem na początek - element wieńca, za pomocą którego do domu będzie przymocowany dach:


Jest to typowy gwintowany pręt, wygięty, żeby po zastygnięciu betonu w więźbie nie móc go wyciągnąć ze ściany.


Następne zdjęcia - to stan prac czwartkowych.







Teraz spacer na górę. Wpierw klatka schodowa:


Widok ze schodów na korytarzyk na piętrze i na łazienkę:


Z korytarzyka na dwa pokoje:


Ta sama ściana z rogu pokoju:


Z drugiego pokoju widok na korytarz, łazienkę, i dalej na dwa kolejne pokoje:


Jedyna możliwość rzucenia okiem do łazienki z tego pokoju, w przyszłości tej możliwości to już nie będzie.


Trzeci pokój:


I czwarty pokój:



Na koniec - garderoba:


Sobotnie zdjęcia - góra niewiele się zmieniła, urosły trochę ścianki działowe i kominy:



Natomiast w środku na parterze zaczął rosnąć ostatni komin. Przy okazji zaczęła powstawać ściana rozdzielająca łazienkę od kotłowni.


środa, 2 kwietnia 2014

Jak to z prądem było...

Dzisiaj zamiast zdjęć z placu - trochę opowieści o walce z Urzędem Energetycznym. Działania tego molocha są typowym przykładem biurokracji i wiecznego utrudniania ludziom tak prozaicznej czynności, jak podłączenie do sieci elektrycznej.

Ale po kolei.
  1. W grudniu 2012 roku wystąpiliśmy do Urzędu Energetycznego, potocznie zwanego PGE, o udzielenie nam warunków przyłączenia do sieci elektrycznej. W momencie składania wniosku, pan urzędnik zaproponował, aby przy okazji złożyć wniosek o sporządzenie projektu umowy o przyłączenie do sieci dystrybucyjnej. Była to pierwsza wizyta w Urzędzie.
    Na wniosek (z  projektem umowy) czekaliśmy 30 dni.

  2. Z powodu przeciągającego się braku decyzji o warunkach zabudowy, a potem na skutek działań związanych z projektem domu i uzyskaniem pozwolenia na budowę, nie podpisaliśmy na czas tego projektu umowy. W związku z tym projekt stracił ważność. Mając tego świadomość udaliśmy się pod koniec 2013 roku ponownie do PGE, aby uzyskać ponowny projekt umowy o przyłączenie do sieci elektrycznej. Była to druga wizyta w Urzędzie.
    Na projekt umowy czekaliśmy cierpliwie 30 dni. Jednak po tym czasie projekt umowy do nas nie dotarł. W związku z tym byliśmy w PGE po raz trzeci. Okazało się, że urzędnik położył nasze pisemko na innej kupce. Zatem musieliśmy poczekać dodatkowo około tygodnia, i "już" mieliśmy projekt umowy.

  3. Czwarta wizyta w PGE była związana ze złożeniem podpisanego przez nas projektu umowy. Żeby ktoś ważny z Urzędu też się podpisał na tej umowie.
    Oczywiście na podpis urzędnika z PGE trzeba... poczekać. I kolejne 30 dni minęło. W ten sposób zrobiła nam się końcówka marca.

  4. Po tych 30 dniach dotarła do nas umowa podpisana przez pana, który wcześniej tę umowę przygotował (jakby nie mógł jej podpisać wcześniej, kiedy ją do nas wysyłał za pierwszym razem. No ale Urząd to Urząd...). W związku z tym trzeba było zapłacić za podłączenie (można było przelewem :-) ), i z tym potwierdzeniem przelewu przyjść znowu - po raz piąty - do tego samego okienka. Po co? Po to, żeby złożyć wniosek. Tym razem o jakiś bzdurny certyfikat. Na który mamy czekać 7 dni.

  5. Z tym certyfikatem, który nam nie będzie na nic potrzebny, mamy przyjść do PGE po raz szósty, żeby złożyć go z kolejnym wnioskiem w pokoju obok. Po to, żeby łaskawie przyszedł elektryk z PGE, założył licznik, zaplombował wszystko to, co musi, i żeby od tej pory można było korzystać z prądu.

Mamy cichą nadzieję, że to będzie ostatnia wizyta w PGE przed założeniem licznika. Ale życie pokaże, czy się przypadkiem nie mylimy.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Niech się mury pną do góry, niech kominy mają pion...

Dzisiaj:
1. wylano wieniec, do którego będą przymocowane murłaty. Przy okazji wylano słupki podtrzymujące ten wieniec.
2. Budowano dalej kominy.
3. Podciągnięto trochę do góry ściany szczytowe. Zaczyna być widoczne miejsce, gdzie będzie dach.
4. Wylano część fundamencika pod taras.
5. Przygotowano parter do stawiania ścianek działowych.